piątek, 28 kwietnia 2017

» lepsze miejsce « Calum Hood Fafiction

'Dziennik Raven Nikiforov'


8 stycznia 1888

'Myślę, że tak naprawdę każdy z nas ma w sobie coś z dziecka, my z Calumem po prostu mieliśmy tego więcej niż trochę'

Uh, nigdy nie umiałam prowadzić notatek czy dzienników, a ta historia zasługuje, na to, aby ją opisać - właśnie w ten pokręcony i niezrozumiały dla mnie sposób.

Nazywam się Raven, wygląd tutaj nie ma żadnego znaczenia, to ma być dziennik. Może dorzucę jakąś opisówkę później, w końcu powinnam być w tym dobra. Jestem strasznie roztrzepana, gadatliwa i ogółem lubię pisać.

Dzisiaj jestem naprawdę stara, mam na koncie kilka naprawdę dobrych książek i szalone lata młodości, ugh..

Po prostu cofnijmy się do czasów, kiedy byłam gorącą szesnastką i w głowie miałam wszystko, co było złe, niedobre i okropne. Innymi słowy; uwielbiałam igrać z ogniem, a Calum był jedną wielką kulą ognia, która uwielbiała parzyć moje dłonie

Cudowna metafora, taka literacka, ale co z tego, jeśli z tych wszystkich metafor, przemówień i idealnych opisów zostały mi tylko wspomnienia i kilka podpalonych skrawków papieru
?
Co z tego, jeżeli moje ręce są naznaczone milionem małych blizn po płomieniu?

Nic.
Zupełnie nic.

9 stycznia 1888

'Tak naprawdę ta historia nie działa się na oczach całego narodu. Ta historia działa się tylko na oczach moich i Caluma'

Kimkolwiek jesteś, jeśli to czytasz, wyobraź sobie rok 1878, końcówkę XIX wieku, wyobraź sobie Nowy Jork, nietknięty wojną, oświetlany zwykłymi latarniami, bez wieżowców, wyobraź sobie także długie kiczowate stroje z tych lat i te bale organizowane przez najbogatszych. O tak, dla tych bali, można było zabić.

To właśnie na takim przyjęciu ja - Raven Nikiforov - poznałam Caluma - ideała w czarnym garniturze o oczach jak dwa zarzące się węgliki.

Tą noc, na wystawnym przyjęciu u Petera Wilsona, chciałam spędzić sama.
Nie miałam ochoty na kolejne sztuczne uśmiechy oraz wymuszone komplementowanie moich tanecznych umiejętności, których nie posiadałam wcale. Wbrew zdaniu prywatnych nauczycieli tańca, którzy kochali pieniądze bogatych osób.
Po pewnym czasie samotności - byłam wtedy tak zamyślona, że nie wiedziałam co się dzieje - podszedł do mnie on - diabeł w ludzkim wcieleniu - i zapytał, delikatnie wysuwając rękę w moją stronę "Czy uczyni mi pani ten zaszczyt..?" Dzisiaj jak o tym myślę, to przypomina mi się moment, kiedy wróciłam do domu i nie czułam stóp. Były pokryte odciskami i pęcherzami, utrudniającymi chodzenie.

Tamtej nocy urzekło mnie w nim wszystko; sposób w jaki do mnie mówił podczas tańca i w jaki jaki się poruszał, ale mimowolnie przez cały ten czas wpatrywałam się w jego oczy.
On nie śmiał mi przerwać, a ja byłam tylko głupiutką szesnastką, zaciągniętą na bal przez swoich rodziców i zostawioną samą sobie, która śniła o księciu.

Tylko, że Calum Hood nie przypominał go w najmniejszym stopniu, a ja wpadłam.

Poznaliśmy się dość przewidywalnie i tandetnie, ale w tamtym czasie mnóstwo par tak zaczynało.

"Tandetnie, literacko, od samego początku z miłością..." nie jest to nic wyjątkowego, jeżeli twoje książki opisują miłość. Moje takie nie były, bo ja nigdy nie pisałam o miłości.

"Miłość - uczucie, typ relacji międzyludzkich, zachowań, postaw" tak ten termin widnieje w słowniku.

Ale czymże jest uczucie, skoro każdy odbiera je inaczej?

Myślę, że nawet Calum, w pewnym momencie się złamał.

A on nie znał miłości.
On był na nią za dobry.





10 stycznia 1888

'Calum był chłopcem, który musiał zbyt szybko dorosnąć. Ja byłam dziewczyną, która go do tego zmusiła'

Calum od zawsze lubił cytować, sam pisał naprawdę dobre rzeczy, ale nigdy nie zrozumiał, co to znaczy żyć dla pisania.
Za to umiał czytać z ludzi, jak z otwartej księgi - chcę przez to powiedzieć, że Calum od samego początku wiedział jak mnie kupić, mimo że cały czas się tego wypierał.
"Na zawsze tylko twój" szeptał mi do ucha za każdym razem, kiedy spojrzała na niego inna dziewczyna. On potrafił być romantyczny i kochany, zwłaszcza na początku. Nigdy mnie nie uderzył, szanował mnie, a kiedy znajomi załatwili ręcznie robione papierosy, -paliliśmy je w najgorszej części tego miasta, za starymi budynkami - wtedy pozwolił mi zaciągnąć się tylko jeden cholerny raz w obawie o moje zdrowie - jak później to tłumaczył, ale ja widziałam jak jego znajomi się na mnie patrzyli, on był po prostu zazdrosny i bał się. To sprawiło, że wpadłam jeszcze bardziej.

Byłam od niego młodsza, wtedy nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak marihuana, opium czy inne świństwo; to znaczy; coś tam słyszałam, ale wydawało mi się to tak odległe, że niemożliwe.
Kilka spotkań później Calum się wygadał, że jego rodzice stracili cały majątek kilka dni po balu. Strasznie to przeżył, ale dla mnie był naprawdę delikatny.

Calum był ode mnie dwa lata starszy, kiedy miałam szesnaście lat - on osiemnaście. Przez pierwszy rok byliśmy przyjaciółmi, w połowie drugiego byliśmy już oficjalnie razem.

Kiedy Calum miał dwadzieścia jeden lat, w całych Stanach pojawił się kryzys. To wtedy zaczęły się nasze problemy i nasze życie przestało być takie idealne, zaczynając na tym, że moi rodzice nie zgadzali się na związek mój i Caluma - To było okropne, mówili, że nie będę z nim szczęśliwa - a kończąc na tym, że Calum musiał iść do pracy przez co nie było go całe dnie, a wracał wypluty ze wszystkich sił. Uciekliśmy wtedy od tych zdobionych kamienic, wylądowaliśmy w tej części, w której pierwszy raz spróbowałam.
Chciałam również znaleźć sobie pracę i mu pomóc, uważałam, że byłoby nam lżej, ale on cały czas uparcie powtarzał "Nie, Raven, dopóki mam siłę, by żyć, twoje ręce nigdy nie poczują, czym jest praca" brał wtedy moje dłonie, w swoje zniszczone i składał na każdej z nich delikatny pocałunek.

Nienawidziłam tego i miałam nadzieję, że któregoś dnia los się do nas uśmiechnie.

I się uśmiechnął.







11 stycznia 1888

'W tym dniu stało się coś pięknego. W pewnym sensie Calum znowu zaczął być Calumem.'

Na poprzedniej stronie napisałam, że los się do nas uśmiechnął i to była prawda.
Kilka miesięcy później na ulicy znalazłam zniszczoną kartkę z ogłoszeniem o pracę jako guwernantka i jako zarządca, pilnujący wszystkiego, kiedy Pan domu nie mógł tego robić.

Cholerne dwa stanowiska, które podsunął nam litujący się los.

Cóż, tą pracę dostałam tylko dlatego, że rodzice chcieli, żebym przejęła ich majątek i nim zarządzała. U Caluma było tak samo.

Tamtego dnia z szerokim uśmiechem, wpadłam w ramiona Caluma, od razu, gdy przekroczył próg naszego domu. Był naprawdę zdziwiony moim entuzjazmem, ale na samym początku nie pytał.
Dzisiaj nie żałowałam mu niczego, w końcu mogliśmy sobie na to pozwolić - byłam cała w skowronkach, tylko nie sądziłam, że w przeciągu kilku kolejnych miesięcy stan rzeczy szybko ulegnie zmianie.

W momencie, w którym Calum skończył jeść zupę podniósł na mnie wzrok, skupił całą swoją uwagę na moich oczach i zapytał, wstając od stołu i powoli podchodząc do mnie "Coś ty dzisiaj taka wesoła, moja Raven?"

Wtedy ja chwyciłam go za barki, lekko zgniatając - wymiętoszoną już - kartkę, która sprawiła ten dzień lepszym i na jednym wdechu przekazałam mu dobrą nowinę "Calum, teraz będziemy żyć!" Zakończyłam swoją wypowiedź, widząc jak 'mój mąż' trawi wszystkie informacje, które przekazałam. Widziałam w jego oczach, jak kalkuluje; przelicza wszystko, co może powiedzieć i myśli.

Po długiej chwili milczenia po prostu powiedział "Kocham Cię, Raven, ale jesteś pewna, że tego chcesz? Ja dam radę, ale - cholera - praca z dziećmi nie jest łatwa, skarbie." Próbował oponować, ale wiedział, że dzisiaj nie wygra. Po prostu zgodził się na nowe reguły i zapewnił mnie, że jutro tam pójdzie i załatwi wszystko.

W jego oczach ponownie mogłam zobaczyć dwa roztańczone ogniki. Jego dusza nie była martwa.

Wtedy zdałam sobie sprawę , jak tęskniłam za tym widokiem.







12 stycznia 1888

'Calum przegiął, ale nie zostawiłam go. Za bardzo go kochałam, aby go kiedykolwiek zostawić'

Tego czasu wszystko było idealnie, zajmowałam się dzieckiem, które było nad wyraz wychowane, nie miałam nadto obowiązków, nosiłam piękne suknie i miałam możliwość oddania się swojej pasji - pisaniu.
Nie męczyłam się aż tak, jak mówił Calum miesiąc temu. Prawdopodobnie wcale się nie męczyłam.
Och, właśnie! Przychodził do mnie każdej nocy i w ten sposób wszyscy byli zadowoleni, spędzaliśmy je na bezsensownym patrzeniu na siebie, magicznych rozmowach i pięknych planach. Uwielbiałam sposób, w jaki Calum zapewniał mnie, że będziemy szczęśliwi, a problemy już nigdy nas nie dogonią.

Cóż, pewnej letniej nocy trochę przegięliśmy z planami i postanowiliśmy wprowadzić je w życie, byliśmy tak spragnieni siebie... i stało się.

Przez pierwszy okres nie czułam nic, potem zaczął mnie boleć brzuch i rozpoczęły się wymioty. Wydawało mi się, że zachorowałam, ale potem zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki. Wtedy poszłam porozmawiać z Calumem, do jego biura.

Znałam go na tyle, aby wiedzieć, że będzie wściekły - i był.
"Raven" zaczął powoli, zaciskając pięści "czy ty wiesz, co tu się właśnie stało? Nie? To ci to uświadomię. Zostałaś z dzieckiem, taka młoda, taka piękna - bez pracy i grosza przy duszy" zaśmiał się gorzko, wiedziałam co to oznacza, gdy tylko wbił mi boleśnie palce w biodro "Gratuluję" i odwrócił się, odchodząc.

Ja wybiegłam pełna łez, pełna bólu i rozpaczy.
To był definitywny koniec, nie sądziłam tylko, że to stanie się tak szybko.

W tamtej chwili nie mogłam zrobić kompletnie nic, byłam załamana; Calum potraktował mnie tylko raz przed tym, kiedy był zdenerwowany i nie mieliśmy gdzie iść. Wtedy mu wybaczyłam, ale teraz?

Targały mną przeróżne emocje, wiedziałam jednak , że wychowam to dziecko - choćby na ulicy.

Ach, w tamtym czasie miałam naprawdę dużo do przemyślenia i co najważniejsze; tyle samo czasu, aby to zrobić.

Zastanawiałam się czym jest miłość, nienawiść, kim jest Calum i kim jestem ja.

I wiecie do czego mnie to doprowadziło?
Do niczego. Nadal byłam tam, gdzie byłam wcześniej.
Miałam po prostu mniej czasu, byłam roztrzęsiona i zaczynałam myśleć o sobie 'my'.

Aż w końcu cholerny Calum powrócił. W cholernie wielkim stylu.




13 stycznia 1888

'Calum milczał - ja milczałam. Milczeliśmy oboje tracąc szansę na odbudowanie tego związku...potem został nam tylko popiół i spróchniałe drewno'

Och, minął tydzień, przeleciał drugi - przepełniony bólem i tęsknotą. W trzecim tygodniu przyszedł do mnie Calum ze słowami "Raven Nikiforov, przepraszam za wszystko" i rzucił na łóżko walizkę pełną pieniędzy, które sam zaoszczędził i kwiaty - moje ukochane czerwone tulipany.

"Czy to znaczy, że odchodzisz?" Odwróciłam się plecami w stronę okna, zaciskając powieki "Calum, jeden zły uczynek, nie czyni z ciebie złego człowieka" rozpłakałam się jeszcze bardziej, kiedy on podszedł do mnie i delikatnie mnie objął.

"Już cicho, nie płacz, moja Raven"

"Powiedz mi" wyszeptałam, opierając głowę o jego bark "powiedz mi wszystko"

"Raven, nigdy sobie nie wybaczę, że cię wtedy zostawiłem i nawet jeśli odejdziesz zawsze będziesz moją malutką Raven, i będę o ciebie dbał, nie będąc z tobą." Powiedział, wpatrując się przez okno w obraz Nowego Jorku, zaszklonymi oczyma.

"Kocham cię, naprawdę cholernie cię kocham, Calum, ale nigdy nie dostaniesz ode mnie jednoznacznej odpowiedzi."

Potem, przez następne kilka miesięcy zachowywaliśmy się jak starzy znajomi, aż w końcu moja niesubordynacja zmusiła mnie do odejścia.

Calum czasami wpadał do mojego mieszkania z kwiatami lub czymś innym, co miesiąc przynosił mi pieniądze i kilka razy w miesiącu zabierał mnie i Violet Ericę na 'rodzinne' wypady do starego kina, na lody czy do kawiarni.

Oboje byliśmy zakochani.
Oboje byliśmy rozdarci.
I oboje nic z tym nie zrobiliśmy.
- to był nasz błąd. Najgorszy jaki dane nam było popełnić.


Kimkolwiek jesteś już wiesz kim tak naprawdę byłam ja - Raven Nikiforov - byłam po prostu zagubionym dzieckiem.

Więc potomku mojej drogiej Violet!

Pamiętaj o wszystkich lekcjach jakie tutaj przeczytałeś i proszę, zrób wszystko, aby być szczęśliwym.

PODZIĘKOWANIA

Cóż, dziękuję wszystkim, którzy przeczytali Lepsze Miejsce.
Dziękuję Kornelii, która (NADAL!) chce to wydać i tylko dzięki niej to przeczytaliście.
Ja sama pisząc to coś często miałam łzy w oczach i nazywałam Caluma dupkiem.
Cholera, pisanie to powód dla którego jeszcze żyję.

Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i nie spieprzyłam zakończenia, które nie jest znowu takie jednoznaczne

Ściskam i całuję tutaj każdego z osobna.

x myjasminev x




© grabarz | WS. Powered by Blogger.